Proste uczucia
O poezji Anny Elżbiety Zalewskiej
Anna Elżbieta Zalewska zadebiutowała zbiorem wierszy pt. Warkocz złocisty, pocałunek słońca (1986), a potem opublikowała następujące zbiory liryków: Zaklęte koła (1990), Do ciebie o mnie (1991), Oddech światła (1993), Dzban korali (1994), Wino życia (1994), Magia snów (1995) oraz dwa omawiane tutaj zbiory. Autorka studiowała język niemiecki w Instytucie Goethego w Niemczech i na uniwersytecie w Wiedniu. Publikowała wiersze w wielu periodykach, a w 1992 roku ukazała się w jej przekładzie powieść Henri Waltera o św. Maksymilianie Marii Kolbem pt. Pelikan Jej utwory były tłumaczone na języki obce i wielokrotnie omawiane w licznych wydawnictwach.
Poezja Anny Elżbiety Zalewskiej jest pełna troski o człowieka. Autorka pochyla się nad ludzką biedą i nie potrafi przejść obojętnie obok cierpienia. Wzrusza ją to, co zwykle się pomija, co jest wstydliwą stroną egzystencji miasta, domu, mieszkania. Tak rodzą się wiersze, które są „delikatnym protestem”, które mają określony ładunek emocjonalny i są głęboko osadzone w rzeczywistości. Poeta ustawia się na pozycji ostatniej istoty, która jasno patrzy na świat. To jest jej atut, ale to rodzi też frustrację. Przychodzą przecież takie czarne chwile, kiedy autorka tych tkliwych wierszy traci całą nadzieję. Mówi wtedy: Nikt nie zrozumie/ ginącego ptaka/ skowytu psa/przeczuwającego trwogę dnia/ zalęknionej sarny/przebiegającej niebezpieczna drogę/ kobiety ukrytej/ w chustach swoich cierpień/ dziecka,/ któremu odebrano/jasność dnia/ i miłości gasnącej nocą. To są straszne chwile, kiedy wszystko nagle zaczyna wirować przed oczyma, a trwałe dotąd punkty oparcia przestają dawać gwarancję bezpieczeństwa. To dlatego poetka stale szuka miłości, stale skarży się w wierszach, że jakieś uczucie zgasło, albo gaśnie; stale dopomina się o bliskość z drugim człowiekiem.
Zalewska konsekruje w wierszu chwilę Wraca myślą do czasu dzieciństwa i tam bytuje niczym w arkadii. Niesie w sercu delikatną tkliwość - serdeczność trudną do wyrażenia i stale, stale wpatruje się w dal. Takie powroty bywają bolesne: Ból zostaje w duszy/ i słowa uwięzły w gardle/ łzy zastygły na twarzy/w oczach dom/ zatroskana matka,/zmęczony ojciec,/podwórko pełne tajemnic/ pies łasi się do stóp/ ogród pachnie różami/ malwy podpierają drzewa/ a w ustach smak jabłek/ jakich nie znajdziesz nigdzie,/ chropowatość orzechów/ trzymanych w kieszeni,/już nikt nie przywróci tych chwil. Jej liryka jest ciepła i czuła. Gdyby można było wiersze wyrażać barwami, należałoby powiedzieć, że utwory poznańskiej poetki są zielone i czerwone, ale też żółte i niebieskie, złote i fioletowe. Rzadko jednak pojawiają się w nich barwy ostateczne - czerń i biel (Wypiorę w roku białe dni i obłoki - mówi poetka w jednym z utworów). Mało tego - te wiersze są też pastelowe, delikatnie wyrażają i akcentują stany, które każą wierzyć, że człowiek jest dobry, że ma serce i potrafi wyciągnąć pomocną dłoń w kierunku innego istnienia.
Poezja Zalewskiej jest niezwykłym portretem kobiety żyjącej w mieście. Kobiety stale poszukującej swojego miejsca i swojej drogi. Kobiety niepokornej, ale też potrafiącej uczciwie ocenić swoje szanse w konfrontacji z mężczyzną, inną kobietą, w konfrontacji z chłodem świata i ludzi, w konfrontacji z samą sobą. Targana namiętnościami i oszukiwana przez okoliczności, przez kłamców, przez samą siebie, w wirze i w rozpaleniu - poetka konstatuje a zarazem godzi się na zawieszenie broni: Moje ciało płonęło,/ więc zanurzyłam się/ w chłodnym oceanie./Kołysał mnie i unosił/ ku krańcom świata/ nim pojęłam,/że nie wyrzeknę się/ życia. Ten ocean zwiastuje w tej poezji także grę sił ogromnych, kosmicznych. Poetka patrzy na świat oświetlany srebrnym, trupim blaskiem księżyca i dostrzega w takiej rzeczywistości dramat pra-idei i pramaterii, dramat komórki, na poziomie której już rodzi się trudna do okiełznania energia. To w obliczu takich sił i takich kosmogonicznych refleksji mówi autorka do nieznanego czytelnika: Jestem/ Usychającą trawą/ kroplą życia/ dreszczem/ na krawędzi pragnienia/ szukam innej przyszłości/ w labiryntach, gdzieś może/ rozjarzy się mój płomień. Płomień uczucia i żar miłości, płomień wiary w człowieka i znicz ostatecznych spraw tego świata. Rację ma Jerzy Cepik, gdy pisze, że u Zalewskiej egzystencjalne przemyślenia zyskują istotny poetycki wymiar, a warstwa psychologiczna i erotyczna - nowe wartości. Odejście od wysublimowanej, romantycznej afirmacji przybliża nam inne, ostrzejsze obrazy uczuć, zwątpień, czy osamotnienia nawet na krawędzi klęski. Warstwa goryczy nie jest jednak potępieniem istnienia. Jest swoistą obroną i twórczym obowiązkiem. Właśnie, poetka w goryczy widzi wszystkie nadużycia, dostrzega, to co ukryte przed wzrokiem i uczuciem, jakby bada rzeczywistość poddając ją bolesnej próbie. Najważniejsze są uczucia i przeżywanie, dopełnianie siebie kimś innym. Potwierdzanie, że jest ktoś, kto na ciebie czeka, że jest ktoś, komu jesteś potrzebna i dla kogo warto potwierdzać tę starą, tę jedyną godną prawdę: Mamy jedno życie/ nie bój się/ miłości prawdziwej/ jesienną porą./ Nie ukryjesz/ bagaży pełnych papierowych myśli,/ przyjaciela można zostawić/ a miłości nigdy. Ta ironia wpleciona w melodię wiersza, to nie ironia, to filuterny uśmiech. Cóż z tego, że przez łzy...?
Dariusz Tomasz Lebioda